czwartek, 19 września 2013

Rozdział III (Khaerou)

CO Z TYM ŚWIATEM?





- No weź... Nie daj się prosić! Widać, że nie śmierdzisz kasą... - lezący za nim przez pół miasta pijany nekromanta najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru odpuścić. - Pomyśl, po co ci ten cholerny róg? Uciacham ci go ładnie, można go dopiłować... Wreszcie byłbyś symetryczny chłopie! A najlepsze, że jeszcze ci za tą przyjemność zapłacę!
Khaerou zatrzymał się i odwrócił, mierząc zmęczonym wzrokiem wyższego od niego i ufajdanego czarnym węglowym pyłem mężczyznę.
- Jeśli chcesz mi zrobić przyjemność to idź, zaszyj się w jakimś rowie i zdechnij... - warknął, odwracając się do maga plecami i ruszając przed siebie szybkim krokiem.
Tamten natychmiast go dogonił, łopocząc długim, brudnym od błota czerwonym płaszczem i sapiąc z frustracji.
- Jaki jest twój problem? Ja tylko... - złapał go za ramię, na co pomiot natychmiast się wyrwał i odskoczył.
- Nie dotykaj mnie! - warknął, niemal tnąc spojrzeniem umorusanego i nieszczęśliwego nekromantę, który westchnął ciężko.
- No to chociaż daj przypiłować! Co ci zależy? I tak z pewnością tylko ci przeszkadza, a ja utnę tylko kawałeczek.
- Jeszcze jedno słowo, a to ja ci coś utnę...
Nie było im jednak dane dokończyć tego obrazoburczego sporu, bo nagle jak gdyby spod ziemi wyrosła małżonka zaaferowanego jegomościa i wykrzykując co piękniejsze epitety bez zbędnych ceregieli złapała maga za siwe kudły i zaczęła ciągnąć w przeciwnym kierunku. Khaerou natomiast nawet nie zaszczyciła spojrzeniem. Na pustej ulicy jeszcze długo rozbrzmiewały jej wrzaski traktujące coś o użyteczności magów, zdziadziałych starych capach i dziurawym dachu. Pomiot obrócił się na pięcie i ruszył dalej, otulając się szczelniej podszytym futrem płaszczem. W tak beznadziejną pogodę nikt nawet nie myślał, żeby wystawiać nos zza progu domu. Co prawda przestało już padać i może nawet można było się spierać, czy ciemne chmury wiszące nad miastem nieco się przerzedziły, ale i tak było niemiłosiernie zimno. Khaerou jako pomiot był wrażliwy na chłód. Miał nieco niższą temperaturę ciała niż inne rasy, pozwalającą mu znosić gorące klimaty Czerwonych Ziem, na których - o ironio - co prawda nigdy nie był. Za to jednak mógł teraz bez zahamowań wyklinać swoją bezużyteczną zdolność, zwłaszcza że zdarzało mu się szaleńczo marznąć już nawet przy osiemnastu stopniach.
Zrobił duży krok, starając się ominąć wyjątkowo wielką kałużę, choć i tak brodził niemal po kostki w spływającej niebrukowaną uliczką deszczówce.
Sześć lat od Apokalipsy niewiele zmieniło. Co prawda odzyskał wolność, ale... Dla kogoś kto był niewolnikiem przez całe życie wolność była jak darowizna dla bezdomnego. Taki to albo ją przepije, albo przegra, albo mu ukradną. Oczywiście może się okazać, że mógłby ją słusznie zainwestować, ale... Khaerou nie potrafił żyć, nie wiedział na czym polega wolność. W świecie w którym jego życie należało do niego samego, w świecie bez reguł, w świecie w którym każdy miał jakiś cel, pomiot zwyczajnie się pogubił. Może i żył jakoś z dnia na dzień, jednak nie było to życie, którego życzyłby komukolwiek. Było to życie samotne, niespokojne. Nie potrafił sobie znaleźć miejsca, mało tego był pomiotem, więc musiał żyć ze świadomością, że prędzej czy później ktoś zainteresuje się jego osobą. Od kiedy jednak pozbył się skrzydeł nie musiał obawiać się wrogich i podejrzliwych spojrzeń osób, które teraz brały go za zwykłego półdemona. Jego prawdziwe pochodzenie zdradzały jedynie srebrne tęczówki oczu, niezaprzeczalny znak posiadania anielskich genów, któremu zaprzeczyć nie mogły nawet demoniczne, pionowe jak u kota źrenice.
Gdy dotarł do żelaznych drzwi knajpy, strząsnął z twarzy mokre pukle kruczych włosów i załomotał z wściekłością w brzęczący metal.
Po dłuższej i dość zimnej chwili drzwi otworzyły się. Świeżo naoliwione, nie wydawały z siebie żadnych przeraźliwie skrzypiących dźwięków jak jeszcze z dwa dni wcześniej. Zza solidnego kawału metalu wychyliła się nieznana dotąd pomiotowi twarz... Może wręcz raczej morda, z ciemnym kilkudniowym zarostem, ogorzała od trwającej najwidoczniej libacji. Ciemne oczy zmierzyły Khaerou dość zaciekawionym spojrzeniem.
- Hasło? - rozległ się schrypnięty głos.
- "Heca, bo nowa kieca." - mruknął pomiot w odpowiedzi wyraźnie zrezygnowanym tonem. Żona właściciela, która dostąpiła zaszczytu zajmowania się kwestią haseł miewała dość niewybredne pomysły.
Drzwi zamknęły się i dało się słyszeć głośny szczęk zdejmowanej blokady, po czym otworzyły się ponownie. Zanim Khaerou zdążył zrobić choćby krok, został wciągnięty do środka. Panował tam półmrok, wąski hol rozświetlała jedynie umierająca żarówka. Dało się słyszeć głośne rozmowy dobiegające zza zamkniętych drzwi do głównego pomieszczenia knajpy. Kawał żelastwa z trzaskiem zamknął się ponownie, a pilnujący wejścia jegomość po przekręceniu zamków odwrócił się i podszedł do pomiota, mierząc go niezbyt przytomnym spojrzeniem.
- No to wywalaj kieszenie. - zachrypiał.
Kilka miesięcy temu wprowadzono nowe prawo każące przeszukiwać każdą osobę wchodzącą do publicznych przybytków. Odkąd kilkadziesiąt osób przekręciło się na skutek rozpowszechnianym wszędzie czarnym prochom*, każdy kto posiadał przy sobie choć odrobinę od razu leciał, jak to mówili - pod baty i za kraty.
Khaerou wykonał polecenie, pokazując puste kieszenie wewnętrzne i zewnętrzne płaszcza, no i spodni. Zazwyczaj nikomu nie chciało się sprawdzać niczego więcej, no oprócz toreb, plecaków, sakiew, czy torebek, jednak pomiot tym razem nie miał przy sobie żadnego bagażu. Tak więc już miał odwrócić się i ruszyć w stronę drzwi do baru, gdy usłyszał za sobą zniecierpliwione cmoknięcie.
- Czekaj, czekaj... - osiłek śmierdzący wódą, ubrany w czarny podkoszulek, znoszone dżinsy i glany z kłapiącymi podeszwami, ponownie podszedł do niego, wlepiając w pomiota te swoje przekrwione gały. - Ostatnio ktoś się wsypał z Murzynkiem (potoczna nazwa czarnych prochów - dop. aut.). Od dzisiaj sprawdzamy dokładnie każdego obcego.
- Nie jestem obcy, wynajmuję tu pokój od czterech dni... - warknął szczerze poirytowany i dodał po chwili, nie mogąc się powstrzymać - ...tępy pacanie.
Zazwyczaj do pijanych w trupa ochroniarzy nawet nie docierało co się do nich mówi, więc Khaerou nie spodziewał się tak błyskawicznej reakcji. Zanim zdążył choćby odskoczyć, został złapany za kołnierz i przyciśnięty do ściany. 
- No no, jaki wyszczekany pomiocik. - mężczyzna zarechotał, na co Khaerou już miał zdzielić go w gębę, jednak jego ręce zostały boleśnie wykręcone i unieruchomione tuż nad jego głową. Facet był znacznie silniejszy, więc w bezpośredniej walce pomiot nie miał z nim większych szans. Mógł jedynie zakląć głośno i spróbować dosięgnąć kolanem krocza napastnika. Jednak skuteczny cios w brzuch chwilowo odebrał mu chęć walki. - Co? Myślałeś, że nikt nie pozna że jesteś mieszańcem? Myślisz, że jesteś taki sprytny, zobaczymy jednak co będzie jak obiję ci nieco mordkę...
- Czego chcesz? Ktoś cię nasłał? - sapnął pomiot, mimo bólu próbując się wywinąć, trzepiąc wściekle ogonem.
Tamten zaśmiał się w odpowiedzi i złapał mocno Khaerou za szczękę, unosząc jego twarz do góry.
- Niekoniecznie, bynajmniej na razie. - wpatrywał się w niego z uśmiechem, po chwili puścił jego twarz - Jednak milczenie kosztuje, a mi aktualnie się nudzi...
- Że co?! - Khaerou szarpnął się mocniej, na co napastnik natychmiast wzmocnił uchwyt i zacmokał z dezaprobatą.
- Ładniutki z ciebie skurczysyn. - wychrypiał mu w ucho, a pomiot nagle poczuł nachalny dotyk dłoni w miejscu, gdzie absolutnie nie powinna się ona znaleźć. - No i wygląda na to, że nie masz przy sobie drobnych.
- Puszczaj mnie do cholery! - krzyknął zdesperowany Khaerou w ostateczności gotowy zacząć drzeć mordę, jak zwykła baba, bo, o ironio, wyjątkowo dzisiaj nie miał ochoty być napastowanym przez urżniętego w pień selekcjonera.
Jednak w następnym momencie akcja potoczyła się szybko. Drzwi klubu otworzyły się, przez co mężczyzna nieco rozluźnił blokujący ręce pomiota uścisk, na co ten korzystając z okazji odepchnął go z całych sił. Napastnik puścił go i zataczając się w tył przegrał walkę z grawitacją dodatkowo wspomaganą przez wypity alkohol. Zwalił się z głuchym hukiem na ziemię, a Khaerou przemykając tuż obok nie zapomniał wymierzyć mu solidnego kopniaka w gębę. W najgorszym przypadku złamał mu tym nos, a w najlepszym oprócz złamanego nosa, niewyżytego selekcjonera dotknie jeszcze głęboka amnezja.
Przechodząc przez próg do wypełnionej ludźmi sali  pomiot miał jeszcze okazję zahaczyć rogiem o zwisającą w przejściu haftowaną zasłonkę. Klnąc, wyplątał się jakoś, zastanawiając się, czy cholerny róg rzeczywiście lepiej niż na jego głowie, posłużyłby alchemii....
- Co z tym światem, kurwa...



________________________________________________


* Czarne Prochy, zwane potocznie Murzynkiem, lub Węglem, to nic innego jak krew faerie, która w świecie Caelum ma silnie narkotyzujące właściwości. Użytkownikom na pewien czas podnosi sprawność fizyczną i umysłową, nawet do 30%. Jednak jej działanie mija szybko, pozostawiając po sobie silny głód narkotykowy, obniżenie sprawności fizycznej, przyćmiewając również reakcje na bodźce zewnętrzne. Narkotyk ten był często wykorzystywany na polu walk, jednak z upływem lat zdobył on również popularność dzięki swoim euforyzującym właściwościom.
Często jest on sprzedawany w "lekkiej" wersji, rozcieńczony wodą. Niektórzy jednak zażywają go, wymieszanego z arbsem (trująca roślina kwitnąca o narkotyzującym zapachu), przez co znacznie zwiększa się efektywność narkotyku. Zażycie takiej mieszanki przeżywa średnio 4/10 osób.


Kości i krew  pomiotów są cennym składnikiem alchemicznym. Zapotrzebowanie na nie pojawiło się zaraz po drugiej apokalipsie - czyli wraz z pojawieniem się pomiotów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz