ZLECENIE
-Ciekawie...-
burknął pod nosem.
Jeszcze przez chwilę podążali główną
ulicą. Zeszli na pobocze. Lunei wyciągnął starą mapę z
kieszeni płaszcza i rozłożył ten niestarannie poskładany
kawałek papieru. Wskazał palcem na mały punkcik znajdujący się
niedaleko od miejsca ich pobytu.
-Tam mamy się dostać, prawda?
To najbliższe miasto znajdujące się na Skraju Lądu. Gdzieś
musiał się zatrzymać ten okaz. - popatrzył na swojego wampirzego
towarzysza. Tamten wpatrywał się kartkę swoimi wściekle
bursztynowymi ślepiami.
-To zaledwie kilkadziesiąt kilometrów stąd... -
stwierdził. Nie taka daleka ta podróż, lecz na wyprawę w
bardziej zimowe klimaty wcale nie będzie taka łatwa. Trzeba się
dobrze przygotować, zaplanować postoje, jedzenie i oczywiście
zabrać na to wszystko pieniądze. Jednak organizacja odpalała im
część zapłaty przed wykonanym zleceniem. Później tylko pomiota
w kajdany i wrzucić do jednej z ciemnych cel w kwaterze głównej
"Tenebris"
.
Nic prostszego. Kto wie co później wyprawia się z tymi nędznymi
istotami. Za nimi już wiele zleceń i nie specjalnie przywiązywali
uwagę do takich formalnych spraw. Dlaczego się ich pozbywali? Może
eliminowali pomioty bojąc się ich mieszanej mocy...silniejszej niż
inne. Ten z opisu Astaroth'a poniekąd wydaje się być inny niż te
które dotąd łapali. Wszystko okaże się w miejscu jego ukrycia.
-Musimy się udać na północ. - Lu obrócił się wskazując
ręką na horyzont przed sobą. Zawsze wszystko przesadnie
urzeczywistniał...jakby istoty w jego otoczeniu były co najmniej
głuche i ślepe.
-Ast... - przeważnie nie mówił do niego w
pełnym imieniu, wymyślając dla niego przeróżne zdrobnienia i
skróty. - Wyruszamy po zmroku. - złożył mapę i ukrył ją w
czeluściach kieszeni. Obrócił się na pięcie i ruszył przodem.
- Mamy dwie godziny, aby się przygotować. Przed bramą będą
czekać dwa konie. - popatrzył na Ast'a przez ramię, by upewnić
się, że dalej za nim idzie.
۞
Echem
rozniosło się głośnie trzaśnięcie wrót do miasteczka,
świadczące o ich zamknięciu. Tak samo rozniosły się odgłosy
końskich kopyt uderzających leniwie o ziemię.
Świat wyglądał
inaczej niż w murach miast. Niektóre miasta jeszcze przepełnione
ruinami i innymi pozostałościami od Apokalipsy. Świat zewnętrzny
spokojnie i powoli sam się odbudowywał. Wszelakie rośliny, gęste
lasy, zwierzęta zapełniały wolne przestrzenie. Władze tylko
postarały się o wybudowanie, jeśli można to tak nazwać, dróg
prowadzących z miasta do miasta. Tylko mniejsze wioski cieszyły
się ciekawym krajobrazem nowo narodzonego świata. Większość
ziem była zapełniona przez rozmaite pasma górskie. Powstały one
w skutek poruszenia się większości płyt tektonicznych w czasie
"Dni Ostatnich". Niezwykle wysokie, sięgające puszystych
chmur. Wyglądały jakby chciały przedostać się do nieba. Taki
świat miał jednak swoje defekty. Po przesunięciu się większości
kontynentów, tak jak góry powstały również nieciekawe urwiska.
Głębokie i równie szerokie. Można powiedzieć, że wnęki w
ziemi sięgające aż samego lodowatego serca Caelum. Niedalecy
mieszkańcy terenów lodowego dna* wymyślali przeróżne mity o wszelakich potworach
zamieszkujących te podziemne czeluści. Znajdzie się niejeden,
który potwierdzi, iż widział owe niesłychane cuda.
Wieśniacy sprzedający takie bajeczki powinni być uznawani za
nieszczęsnych wariatów. W takich czasach to sztuka żadnego nie
spotkać. Dziwacy, którzy mają nie równo pod sufitem... Są też
tacy, którzy przysięgną na własne życie, iż ich przyjaciel,
babcia, ciotka czy choćby koza ich szlachetnego sąsiada, zostali
"zabrani" przez przerażające stwory. A to nikt inny jak
głupcy wskakujący w wielką ciemną dziurę na pewną śmierć.
Tak więc, lepiej nie wierzyć w plotki wiejskiej społeczności.
۞
Wjechali w gęstszy las. Przez korony drzew nie było już widać
ciemnego, rozgwieżdżonego nieba. Ledwo było widać zarys pni w takich
ciemnościach. W takich lasach mogły zamieszkiwać wilki, zdolne
zaatakować jakiegoś przejezdnego.
Tak gęsto rosnące drzewa
tłumiły prawie każdy dźwięk. Kompletna cisza. Tylko ciągle ten
sam rytm uderzających kopyt i co jakiś czas ciche prychnięcia
koni. Niedługo już potrwa ta podróż, gdyż wystarczająca
długość trasy została pokonana. Będą musieli znaleźć coś w
rodzaju gospody, która ugości dwóch podróżnych. Zwykle tak to
wyglądało. Zawsze niemiłosiernie długie wyprawy. Choć zapewne
miały swoje plusy.
Lunei obrócił głowę, żeby popatrzeć na
jadącego obok Astaroth'a. Mimo niemal że całkowitej ciemni jego
włosy i oczy były dobrze widoczne. Prawie świeciły w mroku. Lu
wcześniej nie zwracał na to swojej uwagi. Był teraz już trochę
zmęczony. Ciężki dzień, a na koniec jeszcze kolejne zlecenie.
Powinni się zatrzymać gdzieś, odpocząć.
Robiło się coraz
zimniej. W tak krótkiej odległości bardzo widoczna była lekka
zmiana klimatu.
-Musimy się gdzieś zatrzymać...- rzucił.
Było mu już zimno i nie miał zamiaru już dłużej marznąć
gdzieś w gąszczu. Najlepiej było by się zatrzymać w jakiejś
przydrożnej gospodzie. Według mapy powinna być gdzieś w
pobliżu.
Zeskoczył z konia tuż przy drzwiach budynku.
Przywiązał zwierzę do drzewa przy gospodzie, tak aby nie uciekło
i bezpiecznie spędziło noc. Jego wspólnik pewnie zrobił to samo
ze swoim wierzchowcem. Obcasy jego butów
stukały
o bruk, odmierzając kroki do miejsca odpoczynku. Miejsca, w którym
znoje jego całego dnia znikną. Pchnął duże, dębowe drzwi by
razem z swoim towarzyszem dostać się do środka.
Był to
niewielki budynek. Zapewne była to budowla w całości z drewna.
Już przy wejściu witały ich okna jarzące się ciepłym, pomarańczowym światłem lamp naftowych i świec.
Tuż
po pokonaniu jednego kroku w stronę wejścia w twarz Lu uderzyło
przyjemne ciepło z owego pomieszczenia. Wydawało się jakby
zapraszało go do środka. Ciche skrzypnięcia podłogi tam
rozbrzmiały, gdy dwie postacie dostały się do środka. Lunei
porozglądał się badając miejsce. Spojrzenie zatrzymało się na karczmarzu leniwie podpierającym głowę ręką, wydawało się
jakby przysypiał na swoim blacie. Zapewne w tym miejscu właśnie
mieli spędzić tę noc. Po chwili namysłu inkub odwrócił się do
Astaroth'a.
-Hej, hej Astuś... - zawołał niepewnie. Nie lubił zajmować się formalnościami. Czarną robotę zawsze zwalał na
zapewne bardziej rozgarniętego wampira.
-Wiesz...
----------------------------------------------------------------
lodowe dno* - zwano tak głębokie urwiska w ziemiach Caelum
(Wszystko jest tak dziwnie napisane tak trochę z dupy x'D...ale chyba da się przeżyć.)

-Ciekawie...-
burknął pod nosem.
Jeszcze przez chwilę podążali główną
ulicą. Zeszli na pobocze. Lunei wyciągnął starą mapę z
kieszeni płaszcza i rozłożył ten niestarannie poskładany
kawałek papieru. Wskazał palcem na mały punkcik znajdujący się
niedaleko od miejsca ich pobytu.
-Tam mamy się dostać, prawda?
To najbliższe miasto znajdujące się na Skraju Lądu. Gdzieś
musiał się zatrzymać ten okaz. - popatrzył na swojego wampirzego
towarzysza. Tamten wpatrywał się kartkę swoimi wściekle
bursztynowymi ślepiami.
-To zaledwie kilkadziesiąt kilometrów stąd... -
stwierdził. Nie taka daleka ta podróż, lecz na wyprawę w
bardziej zimowe klimaty wcale nie będzie taka łatwa. Trzeba się
dobrze przygotować, zaplanować postoje, jedzenie i oczywiście
zabrać na to wszystko pieniądze. Jednak organizacja odpalała im
część zapłaty przed wykonanym zleceniem. Później tylko pomiota
w kajdany i wrzucić do jednej z ciemnych cel w kwaterze głównej
"Tenebris"
.
Nic prostszego. Kto wie co później wyprawia się z tymi nędznymi
istotami. Za nimi już wiele zleceń i nie specjalnie przywiązywali
uwagę do takich formalnych spraw. Dlaczego się ich pozbywali? Może
eliminowali pomioty bojąc się ich mieszanej mocy...silniejszej niż
inne. Ten z opisu Astaroth'a poniekąd wydaje się być inny niż te
które dotąd łapali. Wszystko okaże się w miejscu jego ukrycia.
-Musimy się udać na północ. - Lu obrócił się wskazując
ręką na horyzont przed sobą. Zawsze wszystko przesadnie
urzeczywistniał...jakby istoty w jego otoczeniu były co najmniej
głuche i ślepe.
-Ast... - przeważnie nie mówił do niego w
pełnym imieniu, wymyślając dla niego przeróżne zdrobnienia i
skróty. - Wyruszamy po zmroku. - złożył mapę i ukrył ją w
czeluściach kieszeni. Obrócił się na pięcie i ruszył przodem.
- Mamy dwie godziny, aby się przygotować. Przed bramą będą
czekać dwa konie. - popatrzył na Ast'a przez ramię, by upewnić
się, że dalej za nim idzie.
۞
Echem
rozniosło się głośnie trzaśnięcie wrót do miasteczka,
świadczące o ich zamknięciu. Tak samo rozniosły się odgłosy
końskich kopyt uderzających leniwie o ziemię.
Świat wyglądał
inaczej niż w murach miast. Niektóre miasta jeszcze przepełnione
ruinami i innymi pozostałościami od Apokalipsy. Świat zewnętrzny
spokojnie i powoli sam się odbudowywał. Wszelakie rośliny, gęste
lasy, zwierzęta zapełniały wolne przestrzenie. Władze tylko
postarały się o wybudowanie, jeśli można to tak nazwać, dróg
prowadzących z miasta do miasta. Tylko mniejsze wioski cieszyły
się ciekawym krajobrazem nowo narodzonego świata. Większość
ziem była zapełniona przez rozmaite pasma górskie. Powstały one
w skutek poruszenia się większości płyt tektonicznych w czasie
"Dni Ostatnich". Niezwykle wysokie, sięgające puszystych
chmur. Wyglądały jakby chciały przedostać się do nieba. Taki
świat miał jednak swoje defekty. Po przesunięciu się większości
kontynentów, tak jak góry powstały również nieciekawe urwiska.
Głębokie i równie szerokie. Można powiedzieć, że wnęki w
ziemi sięgające aż samego lodowatego serca Caelum. Niedalecy
mieszkańcy terenów lodowego dna* wymyślali przeróżne mity o wszelakich potworach
zamieszkujących te podziemne czeluści. Znajdzie się niejeden,
który potwierdzi, iż widział owe niesłychane cuda.
Wieśniacy sprzedający takie bajeczki powinni być uznawani za
nieszczęsnych wariatów. W takich czasach to sztuka żadnego nie
spotkać. Dziwacy, którzy mają nie równo pod sufitem... Są też
tacy, którzy przysięgną na własne życie, iż ich przyjaciel,
babcia, ciotka czy choćby koza ich szlachetnego sąsiada, zostali
"zabrani" przez przerażające stwory. A to nikt inny jak
głupcy wskakujący w wielką ciemną dziurę na pewną śmierć.
Tak więc, lepiej nie wierzyć w plotki wiejskiej społeczności.
۞
Wjechali w gęstszy las. Przez korony drzew nie było już widać
ciemnego, rozgwieżdżonego nieba. Ledwo było widać zarys pni w takich
ciemnościach. W takich lasach mogły zamieszkiwać wilki, zdolne
zaatakować jakiegoś przejezdnego.
Tak gęsto rosnące drzewa
tłumiły prawie każdy dźwięk. Kompletna cisza. Tylko ciągle ten
sam rytm uderzających kopyt i co jakiś czas ciche prychnięcia
koni. Niedługo już potrwa ta podróż, gdyż wystarczająca
długość trasy została pokonana. Będą musieli znaleźć coś w
rodzaju gospody, która ugości dwóch podróżnych. Zwykle tak to
wyglądało. Zawsze niemiłosiernie długie wyprawy. Choć zapewne
miały swoje plusy.
Lunei obrócił głowę, żeby popatrzeć na
jadącego obok Astaroth'a. Mimo niemal że całkowitej ciemni jego
włosy i oczy były dobrze widoczne. Prawie świeciły w mroku. Lu
wcześniej nie zwracał na to swojej uwagi. Był teraz już trochę
zmęczony. Ciężki dzień, a na koniec jeszcze kolejne zlecenie.
Powinni się zatrzymać gdzieś, odpocząć.
Robiło się coraz
zimniej. W tak krótkiej odległości bardzo widoczna była lekka
zmiana klimatu.
-Musimy się gdzieś zatrzymać...- rzucił.
Było mu już zimno i nie miał zamiaru już dłużej marznąć
gdzieś w gąszczu. Najlepiej było by się zatrzymać w jakiejś
przydrożnej gospodzie. Według mapy powinna być gdzieś w
pobliżu.
Zeskoczył z konia tuż przy drzwiach budynku.
Przywiązał zwierzę do drzewa przy gospodzie, tak aby nie uciekło
i bezpiecznie spędziło noc. Jego wspólnik pewnie zrobił to samo
ze swoim wierzchowcem. Obcasy jego butów
stukały
o bruk, odmierzając kroki do miejsca odpoczynku. Miejsca, w którym
znoje jego całego dnia znikną. Pchnął duże, dębowe drzwi by
razem z swoim towarzyszem dostać się do środka.
Był to
niewielki budynek. Zapewne była to budowla w całości z drewna.
Już przy wejściu witały ich okna jarzące się ciepłym, pomarańczowym światłem lamp naftowych i świec.
Tuż
po pokonaniu jednego kroku w stronę wejścia w twarz Lu uderzyło
przyjemne ciepło z owego pomieszczenia. Wydawało się jakby
zapraszało go do środka. Ciche skrzypnięcia podłogi tam
rozbrzmiały, gdy dwie postacie dostały się do środka. Lunei
porozglądał się badając miejsce. Spojrzenie zatrzymało się na karczmarzu leniwie podpierającym głowę ręką, wydawało się
jakby przysypiał na swoim blacie. Zapewne w tym miejscu właśnie
mieli spędzić tę noc. Po chwili namysłu inkub odwrócił się do
Astaroth'a.
-Hej, hej Astuś... - zawołał niepewnie. Nie lubił zajmować się formalnościami. Czarną robotę zawsze zwalał na
zapewne bardziej rozgarniętego wampira.
-Wiesz...
----------------------------------------------------------------
lodowe dno* - zwano tak głębokie urwiska w ziemiach Caelum
(Wszystko jest tak dziwnie napisane tak trochę z dupy x'D...ale chyba da się przeżyć.)
(Wszystko jest tak dziwnie napisane tak trochę z dupy x'D...ale chyba da się przeżyć.)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz