sobota, 21 września 2013

Rozdział IV (Lunei)

ZLECENIE

 

 
       -Ciekawie...- burknął pod nosem.
      Jeszcze przez chwilę podążali główną ulicą. Zeszli na pobocze. Lunei wyciągnął starą mapę z kieszeni płaszcza i rozłożył ten niestarannie poskładany kawałek papieru. Wskazał palcem na mały punkcik znajdujący się niedaleko od miejsca ich pobytu. 
      -Tam mamy się dostać, prawda? To najbliższe miasto znajdujące się na Skraju Lądu. Gdzieś musiał się zatrzymać ten okaz. - popatrzył na swojego wampirzego towarzysza. Tamten wpatrywał się kartkę swoimi wściekle bursztynowymi ślepiami. 
      -To zaledwie kilkadziesiąt kilometrów stąd... - stwierdził. Nie taka daleka ta podróż, lecz na wyprawę w bardziej zimowe klimaty wcale nie będzie taka łatwa. Trzeba się dobrze przygotować, zaplanować postoje, jedzenie i oczywiście zabrać na to wszystko pieniądze. Jednak organizacja odpalała im część zapłaty przed wykonanym zleceniem. Później tylko pomiota w kajdany i wrzucić do jednej z ciemnych cel w kwaterze głównej "Tenebris" . Nic prostszego. Kto wie co później wyprawia się z tymi nędznymi istotami. Za nimi już wiele zleceń i nie specjalnie przywiązywali uwagę do takich formalnych spraw. Dlaczego się ich pozbywali? Może eliminowali pomioty bojąc się ich mieszanej mocy...silniejszej niż inne. Ten z opisu Astaroth'a poniekąd wydaje się być inny niż te które dotąd łapali. Wszystko okaże się w miejscu jego ukrycia. 
      -Musimy się udać na północ. - Lu obrócił się wskazując ręką na horyzont przed sobą. Zawsze wszystko przesadnie urzeczywistniał...jakby istoty w jego otoczeniu były co najmniej głuche i ślepe. 
      -Ast... - przeważnie nie mówił do niego w pełnym imieniu, wymyślając dla niego przeróżne zdrobnienia i skróty. - Wyruszamy po zmroku. - złożył mapę i ukrył ją w czeluściach kieszeni. Obrócił się na pięcie i ruszył przodem. - Mamy dwie godziny, aby się przygotować. Przed bramą będą czekać dwa konie. - popatrzył na Ast'a przez ramię, by upewnić się, że dalej za nim idzie.



      ۞



       Echem rozniosło się głośnie trzaśnięcie wrót do miasteczka, świadczące o ich zamknięciu. Tak samo rozniosły się odgłosy końskich kopyt uderzających leniwie o ziemię.
      Świat wyglądał inaczej niż w murach miast. Niektóre miasta jeszcze przepełnione ruinami i innymi pozostałościami od Apokalipsy. Świat zewnętrzny spokojnie i powoli sam się odbudowywał. Wszelakie rośliny, gęste lasy, zwierzęta zapełniały wolne przestrzenie. Władze tylko postarały się o wybudowanie, jeśli można to tak nazwać, dróg prowadzących z miasta do miasta. Tylko mniejsze wioski cieszyły się ciekawym krajobrazem nowo narodzonego świata. Większość ziem była zapełniona przez rozmaite pasma górskie. Powstały one w skutek poruszenia się większości płyt tektonicznych w czasie "Dni Ostatnich". Niezwykle wysokie, sięgające puszystych chmur. Wyglądały jakby chciały przedostać się do nieba. Taki świat miał jednak swoje defekty. Po przesunięciu się większości kontynentów, tak jak góry powstały również nieciekawe urwiska. Głębokie i równie szerokie. Można powiedzieć, że wnęki w ziemi sięgające aż samego lodowatego serca Caelum. Niedalecy mieszkańcy terenów lodowego dna* wymyślali przeróżne mity o wszelakich potworach zamieszkujących te podziemne czeluści. Znajdzie się niejeden, który potwierdzi, iż widział owe niesłychane cuda. Wieśniacy sprzedający takie bajeczki powinni być uznawani za nieszczęsnych wariatów. W takich czasach to sztuka żadnego nie spotkać. Dziwacy, którzy mają nie równo pod sufitem... Są też tacy, którzy przysięgną na własne życie, iż ich przyjaciel, babcia, ciotka czy choćby koza ich szlachetnego sąsiada, zostali "zabrani" przez przerażające stwory. A to nikt inny jak głupcy wskakujący w wielką ciemną dziurę na pewną śmierć. Tak więc, lepiej nie wierzyć w plotki wiejskiej społeczności.


    ۞


      Wjechali w gęstszy las. Przez korony drzew nie było już widać ciemnego, rozgwieżdżonego nieba. Ledwo było widać zarys pni w takich ciemnościach. W takich lasach mogły zamieszkiwać wilki, zdolne zaatakować jakiegoś przejezdnego.
      Tak gęsto rosnące drzewa tłumiły prawie każdy dźwięk. Kompletna cisza. Tylko ciągle ten sam rytm uderzających kopyt i co jakiś czas ciche prychnięcia koni. Niedługo już potrwa ta podróż, gdyż wystarczająca długość trasy została pokonana. Będą musieli znaleźć coś w rodzaju gospody, która ugości dwóch podróżnych. Zwykle tak to wyglądało. Zawsze niemiłosiernie długie wyprawy. Choć zapewne miały swoje plusy.
       Lunei obrócił głowę, żeby popatrzeć na jadącego obok Astaroth'a. Mimo niemal że całkowitej ciemni jego włosy i oczy były dobrze widoczne. Prawie świeciły w mroku. Lu wcześniej nie zwracał na to swojej uwagi. Był teraz już trochę zmęczony. Ciężki dzień, a na koniec jeszcze kolejne zlecenie. Powinni się zatrzymać gdzieś, odpocząć. 
       Robiło się coraz zimniej. W tak krótkiej odległości bardzo widoczna była lekka zmiana klimatu.
      -Musimy się gdzieś zatrzymać...- rzucił. Było mu już zimno i nie miał zamiaru już dłużej marznąć gdzieś w gąszczu. Najlepiej było by się zatrzymać w jakiejś przydrożnej gospodzie. Według mapy powinna być gdzieś w pobliżu.

       Zeskoczył z konia tuż przy drzwiach budynku. Przywiązał zwierzę do drzewa przy gospodzie, tak aby nie uciekło i bezpiecznie spędziło noc. Jego wspólnik pewnie zrobił to samo ze swoim wierzchowcem. Obcasy jego butów stukały o bruk, odmierzając kroki do miejsca odpoczynku. Miejsca, w którym znoje jego całego dnia znikną. Pchnął duże, dębowe drzwi by razem z swoim towarzyszem dostać się do środka. 
       Był to niewielki budynek. Zapewne była to budowla w całości z drewna. Już przy wejściu witały ich okna jarzące się ciepłym,  pomarańczowym światłem lamp naftowych i świec.

      Tuż po pokonaniu jednego kroku w stronę wejścia w twarz Lu uderzyło przyjemne ciepło z owego pomieszczenia. Wydawało się jakby zapraszało go do środka. Ciche skrzypnięcia podłogi tam rozbrzmiały, gdy dwie postacie dostały się do środka. Lunei porozglądał się badając miejsce. Spojrzenie zatrzymało się na karczmarzu leniwie podpierającym głowę ręką, wydawało się jakby przysypiał na swoim blacie. Zapewne w tym miejscu właśnie mieli spędzić tę noc. Po chwili namysłu inkub odwrócił się do Astaroth'a.
      -Hej, hej Astuś... - zawołał niepewnie. Nie lubił zajmować się formalnościami. Czarną robotę zawsze zwalał na zapewne bardziej rozgarniętego wampira. 
      -Wiesz...

      ----------------------------------------------------------------
      lodowe dno* - zwano tak głębokie urwiska w ziemiach Caelum
      (Wszystko jest tak dziwnie napisane tak trochę z dupy x'D...ale chyba da się przeżyć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz